Marta Kosecka

adwokat

Prowadzę Kancelarię Adwokacką w Gdyni. Na co dzień doradzam przedsiębiorcom w zakresie szeroko pojętego prawa gospodarczego i handlowego, a także prawa pracy. Posiadam bogate doświadczenie w obsłudze podmiotów gospodarczych.
[Więcej >>>]

Współpraca Wzory i porady

Znikłam na chwilę w ostatnich dwóch tygodniach, co wcale nie znaczy, że w tym czasie próżnowałam. Wręcz przeciwnie 🙂 Jak już wspominałam we wpisie rocznicowym, zostałam zaproszona do kilku projektów związanych z moją blogerską działalnością i to nad nimi intensywnie pracowałam kiedy mnie tu nie było. Zresztą, efekty tej pracy już niedługo sami będziecie mogli zobaczyć, przeczytać, a nawet.. usłyszeć 🙂

Tymczasem wielkimi krokami zbliżają się listopadowe święta. I choć święta to raczej smutne, nie tylko przez ich charakter, ale także pogodę za oknem, większość z nas czeka na nie jednak z wielkim utęsknieniem. Wszak od 15 sierpnia czasu minęło już dość sporo, a i na nadejście Świąt Bożego Narodzenia trzeba jeszcze chwilę poczekać.. Tym sposobem ogół pracowników w Polsce skrzętnie korzysta z tych świątecznych dni.

Jednak nie u wszystkich zbliżający się listopad wywołuje podobny entuzjazm. Od kilku dni na różnych forach gastronomicznych trwają burzliwe dyskusje odnośnie pracy w dni świąteczne. Jedna z forumowiczek pisze nawet, że opadają jej już ręce, na co kolejna odpowiada, że nikt jej łaski nie robi, w końcu to gastro..

Wśród kilkudziesięciu komentarzy pojawił się w końcu głos rozsądku i brzmiał mniej więcej tak:

A czy ktoś pomyślał o tym, że jest coś takiego jak kodeks pracy? Tam jest wszystko napisane„.

Otóż to. Brawo Pani Paulino! Kodeks pracy to jest słowo klucz 🙂

Pominę w dzisiejszym wpisie pracujących w oparciu o umowy cywilnoprawne, przede wszystkim dlatego, że w tym wypadku to nie przepisy prawa rozstrzygają, na jakich zasadach odbywa się praca w dniu świątecznym i skupię się jedynie na pracownikach w ścisłym tego słowa znaczeniu.

Czy faktycznie jest zatem tak, że pracownik łaski nie robi bo w końcu to gastro?

Jak wszyscy wiemy, co do zasady, niedziele i święta są dniami wolnymi od pracy. Jednakże ustawodawca dopuszcza pracę w niedzielę i święta w kilkunastu, ściśle określonych w Kodeksie pracy branżach, w tym w gastronomii.

Ale jak to w życiu bywa, nic nie jest za darmo. Dla pracowników, którzy święto uczcili pracą, ustawodawca przewiduje bowiem szereg bonusów, tak aby należycie wynagrodzić im to, że w odróżnieniu od ogółu pracowników to oni właśnie, zamiast spędzić świąteczne dni na odpoczynku z rodziną, przyczynili się do tego, że Goście restauracji mogli spędzić miło świąteczny czas podczas wspólnego posiłku, a pracodawca zanotował większy utarg.

Czego zatem mogą oczekiwać Twoi pracownicy w zmian za pracę w niedziele i dni świąteczne?

Innego dnia wolnego od pracy bądź stosownego dodatku do wynagrodzenia.

Co ważne, ustawodawca przyznaje pryzmat uzyskania dodatkowego dnia wolnego aniżeli wypłaty dodatku do wynagrodzenia, co oznacza mniej więcej tyle, że tylko w sytuacji w której zarówno pracownik nie miał możliwości, jak i Ty nie miałeś możliwości udzielenia innego dnia wolnego w zamian za pracę w niedziele lub święto, możesz wypłacić stosowny dodatek.

Co do zasady bowiem, za pracę w niedzielę lub święto, pracownikowi należy się, w terminie z nim uzgodnionym, inny dzień wolny od pracy, który powinien być udzielony w następujących terminach:

  1. w zamian za pracę w niedzielę – w ciągu 6 dni kalendarzowych poprzedzających lub następujących po takiej pracującej niedzieli (a jeżeli nie było takiej możliwości – w ciągu okresu rozliczeniowego),
  2. w zamian za pracę w święto – w ciągu okresu rozliczeniowego.

Jeżeli we wskazanych powyżej terminach nie jest możliwe udzielenie pracownikowi dodatkowego dnia wolnego, wtedy dopiero pracownikowi przysługuje dodatek do wynagrodzenia, w wysokości 100% wynagrodzenia za każdą godzinę pracy w święto lub niedzielę.

Musisz także wiedzieć, że pracownikowi który pracuje w niedziele, należy się co najmniej raz na 4 tygodnie niedziela wolna od pracy. Pamiętaj również, że obowiązek ten ma charakter bezwzględny – nie uchyla go ani zgoda, ani nawet wniosek pracownika, co oznacza, że nawet jeżeli pracownik nie chce mieć wolnej co najmniej 1 niedzieli w miesiącu, Ty musisz niejako „przymusowo” zatrzymać go w tym dniu z dala od pracy.

Jeżeli jednak nie wywiążesz się z tego obowiązku, pracownikowi nie przysługuje roszczenie o wypłatę jakiegokolwiek dodatku do wynagrodzenia, niemniej jednak takie postępowanie stanowi wykroczenie przeciwko prawom pracownika i podlega karze grzywny.

Powyższe uprawnienia przysługują każdemu pracownikowi chyba, że pracuje on w tzw. systemie pracy weekendowej – czyli wyłącznie w piątki, soboty i niedziele, wtedy nie stosuje się wyżej opisanych regulacji.

Tak wygląda sytuacja „na dziś”. Jak wszyscy jednak wiemy, szykują się wielkie zmiany w zakresie handlu w niedzielę. Ma to ominąć branżę gastronomiczną, ale wiadomo – czy ominie będziemy mogli być pewni dopiero po uchwaleniu ustawy i jej wejściu w życie.

Tymczasem pozostaje mi życzyć Wam na te nadchodzące listopadowe dni wielu zadowolonych Gości i wielu zadowolonych pracowników – nie od dziś wiadomo, że zgrany, zadowolony zespół może stać się czynnikiem decydującym o powodzeniu bądź klęsce restauracji 🙂

Jeżeli chcesz skorzystać z pomocy prawnej, zapraszam Cię do kontaktu:

tel.: 507 025 782e-mail: kontakt@adwokatkosecka.pl

Słuchajcie, jest afera 🙂

Pisząc dla Was we wtorek artykuł na temat komunikatu Ministerstwa Finansów odnośnie opodatkowywania produktów sprzedawanych w zestawach w życiu nie podejrzewałabym, że ten temat wywoła takie emocje. Podejrzewam, że także Ministerstwo nie ma pojęcia, jakie zamieszanie wywołało wśród społeczeństwa naszego pięknego kraju 😉

Choć niestety wiem, skąd te emocje się wzięły. Wczoraj przed południem uderzył we mnie tytuł jednego z internetowych portali o mniej więcej takim tytule: Morawiecki zakaże zestawów PIZZA + COLA lub KAWA + CIASTKO? „To oszustwo”. Treść artykułu była oczywiście chwytliwa i choć niewiele miała wspólnego z treścią komunikatu Ministerstwa, wywołała emocjonującą dyskusję pod postem.

Ale to nie koniec, kila godzin później kolejny internetowy portal uznał za konieczne zawiadomienie społeczeństwa, iż „Minister Morawiecki chce wysłać ich na przymusową dietę, interweniując w cenę hamburgera w zestawie z colą i frytkami„. Choć tu muszę przyznać, że treść była dużo bardziej merytoryczna.

Chcę zatem w dzisiejszym wpisie zdementować choć kilka mitów, które pojawiły się w związku z tym komunikatem, bo ich skala trochę mnie przeraża. I nie, nie jestem rzecznikiem Ministra, wręcz przeciwnie, nie podoba mi się strasznie przedsiębiorców ciągłymi kontrolami skarbowymi, a tym bardziej grożenie konsekwencjami. To absolutnie nie jest dobry klimat do rozwoju przedsiębiorczości w Polsce. Moje artykuły na te tematy mają za to za zadanie przestrzec Was, jakie działania mogą narazić Was na ewentualne kontrole, jakie zachowania mogą w najbliższym czasie sprowadzić na Was kontrolę, abyście byli świadomi co aktualnie w trawie piszczy 😉

Ale wracając do rzeczy.

Mit nr 1  – Ministerstwo chce zakazać sprzedaży w zestawach.

NIEPRAWDA , nieprawda i jeszcze raz nieprawda. Ministerstwo samo podkreśla, że sprzedaż w zestawach jest jak najbardziej OK, tylko przy proporcjonalnym obniżeniu ceny produktów wchodzących w skład zestawu.

Mit nr 2 – zestawy nie będą mogły być oferowane do sprzedaży w promocyjnych cenach.

NIEPRAWDA, wytłumaczenie jak powyżej. Będą mogły być, jak najbardziej i w cenach, jakie tylko będą odpowiadały przedsiębiorcy. Gastronomowie mogą nawet sprzedawać takie zestawy poniżej granicy opłacalności, muszą tylko stosować proporcjonalne obniżenie ceny produktów wchodzących w skład promocyjnych zestawów.

Mit nr 3  – stracą na tym konsumenci – Klienci.

NIEPRAWDA. Teraz traci na tym Skarb Państwa, a potem ewentualnie stracą na tym przedsiębiorcy, nigdy konsumenci. Cena podawana dla konsumenta jest bowiem ceną brutto – a więc ceną z już naliczoną kwotą podatku. To jaką kwotę podatku VAT odprowadzi od tej kwoty przedsiębiorca Klientów nie interesuje.

Oczywiście, istnieje problem przerzucenia obciążeń podatkowych na Klientów, ale to już inna, pozaprawna, a bardziej ekonomiczna, kwestia.

Mit nr 4 – to konsument osiąga korzyść podatkową w takim wypadku.

NIEPRAWDA. Mit ten jest ściśle związany z mitem nr 3 i tym, co pisałam powyżej. Wbrew temu co wyczytałam wczoraj w Internecie – nie, to nie konsument osiąga przy tym korzyść podatkową. Konsument płaci cenę brutto i w tym sensie jest ona dla niego sztywna, cena brutto to dla Klienta również cena poszczególnych towarów oferowanych w zestawie, tak więc dla Klienta ceną brutto będzie zarówno cola w cenie 1 grosz, jak i 4 złote.

Pokażę Wam to na przykładzie użytym w poprzednim artykule:

pizza (20 zł) + napój (5 zł) = 25 zł

Zestaw za 20 zł powinien składać się z: pizzy w cenie 16 zł (w tym VAT: 1,28 zł) i napoju w cenie 4 zł (w tym VAT: 0,92 zł), od takiego zestawu przedsiębiorca powinien zapłacić zatem VAT w kwocie 2,20 zł.

A często dzieje się tak, że taki zestaw za 20 zł składa się z pizzy w cenie 19,99 zł (w tym VAT: 1,60 zł) i napoju w cenie 1 grosz (w tym VAT: 0 zł), a zatem od takiego zestawu przedsiębiorca zapłaci VAT w wysokości 1,60 zł.

Jednocześnie i w pierwszej i w drugiej sytuacji Klient zapłaci 20 zł.

Tak więc konsumenci Klienci i właściciele restauracji, mam nadzieję, że tym wpisem rozwiałam większość Waszych wątpliwości i przekonałam Was ostatecznie, że Ministerstwo nie chce: a) zakazać sprzedaży w zestawach, b) zakazać sprzedaży w promocji cenowej, c) szarpnąć po kieszeni konsumentów – Klientów restauracji, d) nie oskarża konsumentów o uzyskiwanie korzyści podatkowej, co już było najbardziej absurdalnym stwierdzeniem, jakie widziałam wczorajszego dnia 🙂

Ale najlepsze zostawiłam sobie na koniec. Wieczorem postanowiłam, że zamówimy z małżonkiem pizzę w zestawie z colą i na przykładzie najprawdziwszego na świecie paragonu fiskalnego, potwierdzającego sprzedaż w zestawie pokażę Wam, jak to funkcjonuje a jak funkcjonować powinno. Jak pomyśleliśmy, tak też uczyniliśmy. I wiecie co? Po godzinie przyjechała pizza, cola i.. paragon kelnerski! 🙂 Byłam do tego stopnia zszokowana, że nawet nie zwróciłam Panu dostawcy uwagi, że zamiast paragonu kelnerskiego powinnam dostać fiskalny, kiedy zdążyły się za nim zamknąć drzwi windy 🙂

Jeżeli chcesz skorzystać z pomocy prawnej, zapraszam Cię do kontaktu:

tel.: 507 025 782e-mail: kontakt@adwokatkosecka.pl

Na Ministerstwo Finansów można liczyć. Bez dwóch zdań. W ostatnim czasie dość regularnie na ich stronie internetowej pojawiają się „przestrzegające komunikaty” skierowane do przedsiębiorców, w tym w dużej mierze do restauratorów i szeroko pojętej branży gastronomicznej.

Wspomnieć można tu chociażby o omawianych na blogu komunikatach dotyczących paragonów kelnerskich czy przypomnienia odnośnie stosowania prawidłowej stawki podatku VAT w gastronomii.

Jeżeli zatem Ministerstwo postanowiło regularnie Was przestrzegać, to i ja staram się na bieżąco przestrzegać Was przed komunikatami Ministerstwa 🙂

Niestety, można się bowiem spodziewać, że za komunikatami pójdą odpowiednie kontrole skarbowe.

W piątek, 29 września, ukazał się kolejny komunikat z serii, tym razem pt. Nieprawidłowe określanie podstawy opodatkowania VAT dla towarów sprzedawanych w formie zestawów.

W jego treści wyczytać można, że dotyczy on różnych obszarów działalności gospodarczej, a w skład zestawów mogą wchodzić rozmaite rodzaje świadczeń, w tym usługi, jednak większość przykładów podanych w tekście opiera się na branży gastronomicznej, co może sugerować, że pracownicy Ministerstwa, a także kontrolerzy skarbowi podejrzewają, że branża ta może być szczególnym polem do tego rodzaju nadużyć..

Zresztą, kto z nas nie zetknął się nigdy z wołającą do nas ofertą pizzerii:

„Jeżeli zamówisz dwie duże pizze, otrzymujesz 1 L napoju gratis” 

albo

„Przy zamówieniu na wynos dowolnej dużej pizzy, napój otrzymujesz gratis”

Sęk w tym, że ten gratis to tak przeważnie nie do końca. Po dokładnym przeanalizowaniu paragonu fiskalnego okazuje się bowiem, że napój nie był gratis, ale w cenie „1 grosz”.

I takie właśnie sytuacje pod lupę postanowiło wziąć Ministerstwo Finansów, które jednocześnie wskazuje, że co do zasady sprzedaż prowadzona w zestawach jest rzecz jasna jak najbardziej prawidłowym postępowaniem, jednakże musi jej towarzyszyć zasada proporcjonalnego obniżenia ceny poszczególnych towarów wchodzących w skład danego zestawu.

Przykład.

Jeżeli osobno kawa i ciastko kosztują odpowiednio 8 zł i 5 zł (łączna cena towarów sprzedawanych osobno to 13 zł), to sprzedawane w zestawie w cenie 10 zł powinny kosztować odpowiednio 6,15 zł kawa i 3,85 zł ciastko.

kawa (8 zł) + ciastko (5zł) = 13 zł

zestaw za 10 zł = kawa (6,15 zł) + ciastko(3,85 zł)

Powyższy przykład podany został na stronie Ministerstwa Finansów, jednak w kolejnym przykładzie możemy odnieść się również do wspomnianej wcześniej pizzy:

jeżeli osobno pizza i napój kosztują odpowiednio 20 zł i 5 zł (łączna cena towarów sprzedawanych osobno to 25 zł), to sprzedawane w zestawie w cenie 20 zł powinny kosztować odpowiednio 16 zł pizza i 4 zł napój.

pizza (20 zł) + napój (5 zł) = 25 zł

zestaw za 20 zł = pizza (16 zł) i napój (4 zł)

A jak często wygląda to w rzeczywistości?

Jeżeli kawa i ciasto sprzedawane są w zestawie (w cenach jak podane powyżej), to na paragonie fiskalnym nagle okazuje się, że ciastko kosztuje 9,99 zł, a kawa 1 grosz.

I analogicznie – pizza kosztuje 19,99 zł, a napój 1 grosz.

Odpowiedź na pytanie dlaczego tak się dzieje, jest prosta i oczywista – kawa i napój opodatkowane są wyższą, bo 23% stawką podatku VAT, zaś ciastko i pizza korzystają ze stawki preferencyjnej bo 8%.

I takiemu właśnie zawyżaniu ceny towarów opodatkowanych obniżoną stawką VAT, przy jednoczesnym zaniżaniu ceny towaru opodatkowanego stawką podstawową VAT sprzeciwia się Ministerstwo Finansów.

Przykłady, którymi operuję powyżej, są to oczywiście przykłady ewidentne, gdzie gołym okiem widać, że ktoś coś chce z tym podatkiem zakombinować 🙂

Ale w praktyce mogą pojawić się i mniej jaskrawe przypadki nieproporcjonalnego obniżenia podstawy opodatkowania stawką podatkową w stosunku do podstawy opodatkowania stawką obniżoną.

Konsekwencje.

Powyższe działanie w przypadku ewentualnej kontroli skarbowej, może zostać uznane za praktykę stanowiącą nadużycie prawa oraz narazić Cię na negatywne konsekwencje podatkowe w postaci:

  1. konieczności zapłaty podatku VAT w wysokości jaka byłaby należna, gdyby nadużycie prawa nie zostało dokonane,
  2. obowiązku zapłaty odsetek,
  3. poniesienia sankcji określonych w art. 112b ustawy o VAT, a więc nałożenia na podatnika dodatkowego zobowiązania podatkowego w wysokości odpowiadającej 30 % kwoty zaniżenia zobowiązania podatkowego albo 20% tej kwoty, kiedy korekta deklaracji podatkowej uwzględniająca stwierdzone nieprawidłowości zostanie złożona, a kwota zobowiązania podatkowego z niej wynikająca zapłacona jeszcze w trakcie lub tuż po zakończeniu kontroli skarbowej. Oczywiście korekta dokonana jeszcze przed wszczęciem jakiejkolwiek kontroli uchroni Cię o zapłaty jakiegokolwiek dodatkowego zobowiązania podatkowego.

Popularne promocyjne hasło: „w zestawie taniej”, nabiera teraz zatem zupełnie innego znaczenia. Istniejące oferty promocyjne, które dotyczącą towarów opodatkowanych niejednolitą stawką podatku VAT, warto przeanalizować pod kątem wszystkich tych uwag, które zamieściłam powyżej. Zaś na przyszłość trzeba wystrzegać się takiego formułowania ofert promocyjnych, które mogłyby zostać uznane przez organy kontroli podatkowej za próbę optymalizacji, a w konsekwencji za nadużycie prawa.

Mam nadzieję, że udało mi się przybliżyć problem sprzedaży towarów w zestawie w miarę przystępny sposób, a kontrola podatkowa nigdy nie zapuka do Twoich drzwi! 🙂

[EDIT] Polecam przeczytać Wam ten wpis razem z kolejnym, w którym obalam mity związane z ostatnim komunikatem Ministerstwa odnośnie sprzedaży promocyjnych zestawów. Napisałam go dla Was w odpowiedzi na liczne wątpliwości, które pojawiły się i tu na blogu, i w prywatnych wiadomościach, ale przede wszystkim które rozgrzały Internety i opinię publiczną –  zwłaszcza tę internetową – niemal do czerwoności 🙂

Jeżeli chcesz skorzystać z pomocy prawnej, zapraszam Cię do kontaktu:

tel.: 507 025 782e-mail: kontakt@adwokatkosecka.pl

Urlop, urlop i po urlopie. Powrót do codzienności nie jest łatwy, choć od wtorku chociaż pogoda pomaga, żeby nieco umilić ten czas. W każdym razie wakacyjna podróż była bardzo udana, a gdybyście chcieli zobaczyć nieco więcej z naszych bałkańskich wojaży to zapraszam na mój profil na Instagramie.

Kiedy mnie nie było zanotowano rekordowo wiele wejść na bloga.. mówiłam już do męża, że chyba będziemy musieli częściej wyjeżdżać 😉 Ale tak na poważnie, to bardzo Wam za te wejścia dziękuję. Mam nadzieję, że dowiedzieliście się wielu ciekawych rzeczy oraz pomogło Wam to rozwiązać przynajmniej kilka problemów prawno-gastronomicznych.

I jeszcze jedno – w trakcie mojej nieobecności miało miejsce co najmniej jedno bardzo ważne wydarzenie. Blog obchodził bowiem swoje półrocze! Aż trudno uwierzyć, że piszę już dla Was od ponad sześciu miesięcy. W tym czasie tysiące Czytelników odwiedziły bloga, co mnie niezwykle cieszy. Jest to bardzo motywujące i zachęca do rozwijania bloga oraz podejmowania nowych inicjatyw okołoblogowych związanych z prawem w gastronomii. Muszę Wam powiedzieć w tajemnicy, że mam dla Was w zanadrzu taką rocznicową niespodziankę, ale na razie ..cicho sza! 🙂

Tymczasem w ramach tego rocznicowego wpisu chciałabym raz jeszcze, tym razem może bardziej zbiorczo, napisać Wam o tym jak ważne w działalności gastronomicznej od strony prawnej są dwie instytucje zaczynające się na literę U – umowa i ubezpieczenie.

Powie ktoś, że ubezpieczenie to rzecz bardziej ubezpieczyciela niż prawnika. Może i tak – przynajmniej na etapie wykupu ubezpieczenia. Zresztą, dlatego też we wpisie dotyczącym ubezpieczeń oddałam głos profesjonaliście, wieloletniej agentce ubezpieczeniowej, która opowiedziała co nieco o temacie ubezpieczeń w gastronomii. Polecam Wam zajrzenie do tego wpisu!

Gorzej, jeżeli tego ubezpieczenia nie ma, pojawia za to szkoda, a pokrycia powstałych strat nie można dochodzić od ubezpieczyciela. Chcąc wystąpić o pokrycie strat trzeba wtedy szukać osoby odpowiedzialnej za jej wystąpienie, co jest z pewnością dużo bardziej praco i czasochłonne aniżeli zwrócenie się ze swoimi roszczeniami do ubezpieczyciela, który następnie może oczywiście mieć roszczenie regresowe do faktycznego winnego wystąpienia zdarzenia i powstania szkody, ale to już „jego problem”.

Ale obok ubezpieczenia jest jeszcze jedno magiczne słowo na literę U. Umowa.

W przypadku umowy są jednak dwa ważne warunki, które muszą zostać spełnione łącznie: musi być zawarta umowa i musi być ona dobrze napisana.

Kiedyś jak prosiłam jednego z Klientów o to, aby pokazał mi wzór umowy jaki stosują do umów o organizację wesela otrzymałam coś co było umową przeniesienia praw autorskich do utworu.. 😉 Nie wiem skąd ten wzór się wziął i dlaczego Klienci zgodzili się na jego podpisywanie, ale w takiej sytuacji nawet mimo podpisania umowy nie chroni ona, a przynajmniej nie chroni w należytym stopniu, stron tak zawartej umowy.

Tak jak pisałam już w poprzednich artykułach – dobrze skonstruowana umowa pozwoli na dokonanie podwyżki cen menu weselnego bez wchodzenia w konflikt z przyszłą parą młodą, pozwoli również na uniknięcie błędów związanych z mylnym rozróżnianiem w wielu umowach zaliczki od zadatku, a także wyeliminowaniu wielu, wielu innych problemów, na które jesteśmy narażeni nie mając podpisanej umowy lub mając też umowę, ale taką, która nie jest odpowiednio dopasowana do naszej sytuacji i nie chroni w maksymalny sposób naszych interesów.

Jednak pisząc umowa mam na myśli nie tylko umowy z Klientami (w tym wszelkie umowy w sprawie organizacji przyjęć okolicznościowych z weselami na czele), ale także umowy z dostawcami, pracownikami, umowy z ekipami remontowymi, serwisowymi, informatykami, marketingowcami czy choćby opisywaną na blogu umowę DDD.

Pamiętaj, że umowy piszemy „na złe czasy”. Zajrzymy do jej zapisów, gdy któraś ze stron będzie chciała od umowy odstąpić, naliczyć drugiej stronie kary umowne, brak będzie dokumentów potwierdzających odbiór, będziemy chcieli coś zareklamować czy też nastąpią przerwy w płatnościach. Wtedy, kiedy zabraknie już pomiędzy stronami serdeczności i sympatii z początków współpracy, umowa może pomóc w miarę spokojnie załagodzić konflikt i nie doprowadzić do wieloletniego sporu sądowego pomiędzy jej stronami.

Mam nadzieję, że z tego rocznicowego wpisu popłynie wyraźny sygnał, iż w branży gastronomicznej najlepszym zabezpieczeniem dla naszej działalności będą umowa i ubezpieczenie. Trochę podlinkowałam Wam dzisiaj starych artykułów, tych z Was którzy nie mieli się jeszcze okazji z nimi zapoznać, zachęcam do przeczytania. Ale czekam również na sygnały od Was – jeżeli macie jakiekolwiek problemy z konstruowaniem umów, egzekwowaniem ich zapisów czy też macie jakiś problem ubezpieczeniowy – zostawcie komentarz pod spodem lub w wiadomości prywatnej. Chętnie w kolejnych wpisach opiszę więcej „umownych problemów” 🙂

PS. I jeszcze jedno – pamiętacie wpis o zakazie wchodzenia do restauracji przez Gości w strojach plażowych? Otóż na Bałkanach często znaki zabraniające wchodzenia w strojach plażowych zobaczyć można nawet na drzwiach sklepów spożywczych. Nie wspominając już w ogóle o restauracjach zlokalizowanych w pasie przybrzeżnym, dosłownie 3-4 metry od plaży. W ciągu dwóch tygodni nie zdarzyło mi się spotkać osoby, która nie założyłaby do zjedzenia posiłku czy nawet napicia się ze znajomymi czegoś na ochłodę kompletnego stroju. Owszem są beach bary położone w obrębie plaży, pełniące w zasadzie tylko rolę baru z napojami i tam strój jest nieco swobodniejszy, natomiast już w miejscu, w którym można również zamówić jedzenie, strój ten jest odpowiedni nawet bez przypominania o tym Gościom. Zupełnie za to inaczej jest z zakazem palenia w lokalach gastronomicznych – ten nie obowiązuje.. nigdzie. Palą wszyscy, palą wszędzie, a kelner razem z menu obowiązkowo do stolika przynosi popielniczkę, co dla nas – przynajmniej na początku – stanowiło prawdziwy szok kulturowy. I to tyle na dziś w ramach doświadczeń gastronomicznych z różnych krajów Europy 😉

Jeżeli chcesz skorzystać z pomocy prawnej, zapraszam Cię do kontaktu:

tel.: 507 025 782e-mail: kontakt@adwokatkosecka.pl

Nazywana często kawą z prądem. Może być z rumem bądź adwokatem 😉 Z malibu albo wiśniówką. Jednak najbardziej popularna to ta z whisky – kawa po irlandzku!

Kawa z dodatkiem alkoholu pojawia się w menu wielu kawiarni na całym świecie. Jednak z taką kawą wiąże się również ciekawy problem prawno-gastronomiczny, na który zwrócił ostatnio moją uwagę jeden z komentujących na pewnym forum gastronomicznym.

Jego pytanie brzmiało następująco:

Czy nie mając zezwolenia na sprzedaż alkoholu mogę sprzedawać produkty z jego dodatkiem? Przymierzam się do otworzenia kawiarni, nie chcę sprzedawać alkoholu, ale chciałbym mieć w menu kawę po irlandzku, do której dodawana jest whisky – czy taką kawę mogę sprzedawać bez wcześniejszego uzyskania zezwolenia na sprzedaż alkoholu? Dla samej kawy nie opłaca mi się bowiem załatwiać wszystkich związanych z tym formalności..

Bardzo nie lubię tego robić, ale gdyby ten Pan był Klientem w mojej Kancelarii, musiałabym jednak udzielić mu odpowiedzi przeczącej. Sprzedaż kawy z dodatkiem alkoholu bez wcześniejszego uzyskania odpowiedniego zezwolenia na sprzedaż alkoholu jest bowiem niedozwolona.

Jeżeli zatem chcesz sprzedawać kawę z dodatkiem alkoholu, najpierw musisz uzyskać stosowne zezwolenie, jego rodzaj zależeć zaś będzie od tego, ile procent alkoholu będą zawierały trunki, których zamierzasz używać.

O tym jak uzyskać zezwolenie na sprzedaż alkoholu już Wam pisałam, przekonując że nie jest nam w tym wypadku potrzebna żadna koncesja 😉

Wiesz już, że potrzebne Ci będzie zezwolenie. Wiesz również, że jego rodzaj zależał będzie od tego, ile % będzie miał alkohol używany do powstania gotowego produktu w postaci kawy.

Musisz jednak wiedzieć, że zarówno w doktrynie, jak i wśród restauratorów (a nawet wśród pracowników organów kontroli) panuje spór co do tego, czy zawartość % alkoholu powinna być liczona od tego ile % ma alkohol czy też od tego, jaki % alkohol stanowi w gotowym produkcie, np. w postaci kawy z adwokatem 😉

Niestety nieco na niekorzyść restauratorów, ale w zdecydowanej większości przyjmuje się, że rodzaj wymaganego zezwolenia na sprzedaż alkoholu powinien jednak liczyć się od zawartości % użytego alkoholu, a nie od zawartości % alkoholu w gotowym produkcie, która jak wszyscy wiemy zazwyczaj będzie śladowa – jaki procent alkoholu może bowiem zawierać kawa z dodatkiem amaretto..

Tytułem przykładu – jeżeli rum ma ponad 40% alkoholu, powinieneś uzyskać zezwolenie na sprzedaż alkoholu zawierającego powyżej 18% alkoholu, niezależnie od tego, że w przygotowanej w Twojej kawiarni kawie zawartość alkoholu stanowiła będzie znikomą ilość.

Odpowiadając na pytanie forumowicza trzeba byłoby zatem powiedzieć:

Nie mając zezwolenia na sprzedaż alkoholu nie można sprzedawać produktów z jego dodatkiem. Kawy z dodatkiem alkoholu nie można zatem sprzedawać nie uzyskawszy wcześniej stosownego zezwolenia na sprzedaż alkoholu, którego rodzaj zależał będzie od zawartości % trunku, którego zamierzasz użyć do powstania produktu gotowego do sprzedaży.

Co istotne, wszystkie powyższe uwagi, tak samo jak kawy, dotyczą się rzecz jasna również wszelkich deserów z dodatkiem alkoholu.

Jak się zatem okazuje, kawa jest problematyczna nie tylko w kontekście opodatkowania. Gdybyście trafili na jeszcze jakieś problemy prawne związane ze sprzedażą kawy – piszcie, chętnie rozwiąże je razem z Wami.

Tymczasem rozstajemy się na dwa tygodnie. W końcu dla mnie i mojego męża nadszedł długo wyczekiwany czas urlopu. Za chwilę ruszamy w stronę słonecznych – mam nadzieję – Bałkanów. Czekają tam na nas Sarajewo, Mostar, Podgorica, Szkodra, Durres i wiele wiele innych pięknych miejsc. Zostawiam Was jednak w dobrych rękach – na blogu jest tak samo wiele dobrych artykułów, ile pięknych miejsc czeka na nas na Półwyspie Bałkańskim! 🙂

Jeżeli chcesz skorzystać z pomocy prawnej, zapraszam Cię do kontaktu:

tel.: 507 025 782e-mail: kontakt@adwokatkosecka.pl